Chciałabym z przekonaniem powiedzieć: długo biłam się z myślami czy pojechać na mecz, ale to nieprawda. Bardziej zastanawiałam się, na który mecz się wybrać. Pucharowa środa oferowała dwa zaległe mecze Okręgowego Pucharu Polski. W podjęciu decyzji pomógł wujek Google, który stwierdził, że mniej nastoję się w korkach i z dużym prawdopodobieństwem dotrę na czas do Strzelna, gdzie miejscowa Kujawianka podejmowała Cuiavię Inowrocław.
Po trzykrotnym przegapieniu zjazdu w uliczkę prowadzącą do stadionu udało mi się dotrzeć na miejsce.
Na trybuny wbiegłam, w locie ładując kartę pamięci do aparatu. Szkoda, że byłam "na styk" bo miejscowych wyprowadzały na boisko dzieci a nie zdążyłam tego uwiecznić na foto.
Nie zdążyłam też poprosić sędziów i kapitanów drużyn o ustawienie się do wspólnej fotki. Zignorowali moje błagalne wręcz krzyki:
- do zdjęcia! Panowie! ustawcie się do zdjęcia!
Krzyki były doskonale słyszane bo wzbudziły uśmiechy na trybunach.
Niepocieszona faktem braku fotki z dziećmi i fotki z kapitanami i sędziami zasiadłam za bramką.
Jak tylko klapnęlam zadem na trawie zdałam sobie sprawę, że IV ligowa drużyna gości przyjechała w znanym mi z ligi składzie, wywnioskowałam więc, że pucharu nie odpuszczają. Często zdarza się, że drużyny OPP traktują jak zło konieczne i albo wysyłają trzeci garnitur, o ile taki posiadają, albo po prostu oddają mecz walkowerem.
Kolejnym wnioskiem, który mi sie nasunął był rozpaczliwy "siedzę za złą bramką", bo większość akcji będzie pewnie po drugiej stronie.
Nie jest tajemnicą, że "nie czuję gry" i zazwyczaj zajmując miejsce "pani z gazety" za bramką, wybieram tą, przy której się nic nie dzieje. Jest to nawet uważane za dobry omen. Kibicie i zawodnicy drużyny, za bramką której siedzę z dużym prawdopodobieństwem mogą spodziewać się braku ataków i strzałów w światło bramki.
Tym razem nie było tak źle. Pomimo końcowego wyniku, mecz był sportowo dość wyrównany, z lekką tylko przewagą czwartoligowca nad drużyną z okręgówki.
Gorycz z powodu braku wyżej wspomnianych fotek z dziećmi i sędziami, troszkę osłodził mi grający w masce Wiktor z Cuiavii.
W pierwszej połowie niewątpliwie więcej ataków przeprowadzała drużyna Cuiavii ale Kujawianka też miała swoje okazje.
W 43 minucie przy dość mocno kontaktowej grze w polu karnym Cuiavii, zawodnik Kujawianki mógł się przewrócić. Podpowiadali mu to, bardzo nawet głośno, bo zdawało się, że nie słyszy, koledzy. Zarówno ci z trybun, ławki rezerwowych jak i boiska.
- Przewróć się! Kurwa! Przewróć się!!
...ale się nie przewrócił.
Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:1 co było dobrym znakiem na drugą.
Trener Kujawianki znany jest z porywczości i wykrzykiwania niezadowolenia na meczach. Taki styl. Na tym meczu nie wiem nawet czy był obecny, bo o dziwo nie udało mi się go usłyszeć.
Słyszałam za to bardzo dobrze werbalizację nerwów trenera Cuiavii. Ten najwięcej żalu, miał do strzelca hattricka.
- Tej! Byłeś na odprawie? Nie wydaje mi się!
- Na spacerniaku jesteście?!
Mecz zostanie w mojej pamięci jako kojarzący się z miejscami ograniczenia ludzkiej wolności i to nie tylko przez hasło rzucone przez trenera Cuiavii.
Interesuję się dość mocno poza sportowymi aspektami niższych lig. Zapytałam miejscowego bywalca gdzie są szatnie i czy jest możliwość umycia się po meczu.
Szatnie są pod trybuną. Nie byłam, ale zadaszona trybuna oddana do użytku w 1973 roku (czyli starsza nawet ode mnie!) i wyjście z tunelu robią fajne wrażenie. Tym bardziej, że to "tylko" szósty poziom rozgrywkowy.
Co do łazienki klubowej, otrzymałam informację, że jest jak w więzieniu, albo bardziej izbie wytrzeźwień. Informacje od mieszkańca Strzelna, świadka naocznego. W więzieniu ani na izbie (jeszcze) nie byłam, tak samo jak w szatni Kujawianki ale w wykafelkowanym pomieszczeniu, jednym dla obu drużyn, jest wąż ogrodniczy. Zawodnicy po meczu chętnie korzystali z tego udogodnienia, czego z kolei już byłam mimowolnym świadkiem. Są bowiem sytuacje, w których się znajduję. O właściwej porze.
Przy wyniku 1:3, w 75 minucie meczu, trybuny zaczęły pustoszeć w zastraszającym tempie. Być może powodem była jakaś nowa pozycja w ramówce TV, bo mecz nie należał do nudnych. Jakby w odpowiedzi na byłyskawiczną dezercję kibiców, Kujawianka dała sobie strzelić kolejna bramkę i wynikiem 1:4 finalnie zakończyło się to spotkanie.
W końcówce meczu dało się wyczuć sporą dawkę testosteronu podczas "walki kogutów" na boisku, zakończonej przez sędziego klasycznym: "Cyk, cyk i karteczka", czyli po żółtej dla obu nerwowych Panów.
Podsumowanie, wolne wnioski i subiektywne odczucia:
Po trzykrotnym przegapieniu zjazdu w uliczkę prowadzącą do stadionu udało mi się dotrzeć na miejsce.
Na trybuny wbiegłam, w locie ładując kartę pamięci do aparatu. Szkoda, że byłam "na styk" bo miejscowych wyprowadzały na boisko dzieci a nie zdążyłam tego uwiecznić na foto.
Nie zdążyłam też poprosić sędziów i kapitanów drużyn o ustawienie się do wspólnej fotki. Zignorowali moje błagalne wręcz krzyki:
- do zdjęcia! Panowie! ustawcie się do zdjęcia!
Krzyki były doskonale słyszane bo wzbudziły uśmiechy na trybunach.
Niepocieszona faktem braku fotki z dziećmi i fotki z kapitanami i sędziami zasiadłam za bramką.
Jak tylko klapnęlam zadem na trawie zdałam sobie sprawę, że IV ligowa drużyna gości przyjechała w znanym mi z ligi składzie, wywnioskowałam więc, że pucharu nie odpuszczają. Często zdarza się, że drużyny OPP traktują jak zło konieczne i albo wysyłają trzeci garnitur, o ile taki posiadają, albo po prostu oddają mecz walkowerem.
Kolejnym wnioskiem, który mi sie nasunął był rozpaczliwy "siedzę za złą bramką", bo większość akcji będzie pewnie po drugiej stronie.
Nie jest tajemnicą, że "nie czuję gry" i zazwyczaj zajmując miejsce "pani z gazety" za bramką, wybieram tą, przy której się nic nie dzieje. Jest to nawet uważane za dobry omen. Kibicie i zawodnicy drużyny, za bramką której siedzę z dużym prawdopodobieństwem mogą spodziewać się braku ataków i strzałów w światło bramki.
Tym razem nie było tak źle. Pomimo końcowego wyniku, mecz był sportowo dość wyrównany, z lekką tylko przewagą czwartoligowca nad drużyną z okręgówki.
Gorycz z powodu braku wyżej wspomnianych fotek z dziećmi i sędziami, troszkę osłodził mi grający w masce Wiktor z Cuiavii.
W pierwszej połowie niewątpliwie więcej ataków przeprowadzała drużyna Cuiavii ale Kujawianka też miała swoje okazje.
W 43 minucie przy dość mocno kontaktowej grze w polu karnym Cuiavii, zawodnik Kujawianki mógł się przewrócić. Podpowiadali mu to, bardzo nawet głośno, bo zdawało się, że nie słyszy, koledzy. Zarówno ci z trybun, ławki rezerwowych jak i boiska.
- Przewróć się! Kurwa! Przewróć się!!
...ale się nie przewrócił.
Pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 1:1 co było dobrym znakiem na drugą.
Trener Kujawianki znany jest z porywczości i wykrzykiwania niezadowolenia na meczach. Taki styl. Na tym meczu nie wiem nawet czy był obecny, bo o dziwo nie udało mi się go usłyszeć.
Słyszałam za to bardzo dobrze werbalizację nerwów trenera Cuiavii. Ten najwięcej żalu, miał do strzelca hattricka.
- Tej! Byłeś na odprawie? Nie wydaje mi się!
- Na spacerniaku jesteście?!
Mecz zostanie w mojej pamięci jako kojarzący się z miejscami ograniczenia ludzkiej wolności i to nie tylko przez hasło rzucone przez trenera Cuiavii.
Interesuję się dość mocno poza sportowymi aspektami niższych lig. Zapytałam miejscowego bywalca gdzie są szatnie i czy jest możliwość umycia się po meczu.
Szatnie są pod trybuną. Nie byłam, ale zadaszona trybuna oddana do użytku w 1973 roku (czyli starsza nawet ode mnie!) i wyjście z tunelu robią fajne wrażenie. Tym bardziej, że to "tylko" szósty poziom rozgrywkowy.
Co do łazienki klubowej, otrzymałam informację, że jest jak w więzieniu, albo bardziej izbie wytrzeźwień. Informacje od mieszkańca Strzelna, świadka naocznego. W więzieniu ani na izbie (jeszcze) nie byłam, tak samo jak w szatni Kujawianki ale w wykafelkowanym pomieszczeniu, jednym dla obu drużyn, jest wąż ogrodniczy. Zawodnicy po meczu chętnie korzystali z tego udogodnienia, czego z kolei już byłam mimowolnym świadkiem. Są bowiem sytuacje, w których się znajduję. O właściwej porze.
Przy wyniku 1:3, w 75 minucie meczu, trybuny zaczęły pustoszeć w zastraszającym tempie. Być może powodem była jakaś nowa pozycja w ramówce TV, bo mecz nie należał do nudnych. Jakby w odpowiedzi na byłyskawiczną dezercję kibiców, Kujawianka dała sobie strzelić kolejna bramkę i wynikiem 1:4 finalnie zakończyło się to spotkanie.
W końcówce meczu dało się wyczuć sporą dawkę testosteronu podczas "walki kogutów" na boisku, zakończonej przez sędziego klasycznym: "Cyk, cyk i karteczka", czyli po żółtej dla obu nerwowych Panów.
Podsumowanie, wolne wnioski i subiektywne odczucia:
- była i nie piła, tzn piła wodę, gdyż wybrała się na mecz sama autem prosto z pracy
- wynik: 1:4 (1:1)
- bilety: brak
- przebyte kilometry: z pracy do Strzelna 71 + jakieś 3 z okazji "złego skrętu", ze Strzelna do domu: 55 z dodatkową atrakcją, jakby mecz mi ich niewystarczająco dostarczył, czyli zatrzymaniem przez policję
- Kibice obecni na meczu: około 60
- Kibice przyjezdni: bez głośnego dopingu ale obecni
- interwencje medyczne: dwie, oczywiście z niezawodnym panaceum na niemalże wszystkie piłkarskie dolegliwości, czyli wodą i zamrażaczem
- Wyróżniający się zawodnicy:
w Cuiavii Ariel Jastrzembski, strzelec trzech bramek. Z werbalizacji niezadowolenia trenera, wnoszę jednak, że stać go na dużo więcej!
W Kujawiance bramkarz Damian Szwandke, wg mojej laickiej i całkowicie subiektywnej opinii Kujawianka mogła zakończyć to spotkanie z dużo poważniejszym uszczerbkiem bramkowym gdyby nie jego interwencje. - Man of the match: Ariel Jastrzembski
Komentarze
Prześlij komentarz