Grudniowy weekend spędziłam na boiskach najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. W piątek odwiedziłam Poznań, a że wrażeń było mi mało, w niedzielę pojechałam do Gdańska, na "hit kolejki". Nie bez powodu w cudzysłowie. O ile mecz w Gdańsku był od jakiegoś czasu w planach, to Poznań był całkowitym spontanem. Przeczytałam u znajomego na tablicy FB, że ma wolne miejsce w aucie na piątkowy wyjazd na mecz. Do Poznania mam 150 km, a że mam już swoje lata, wzrok daleki od sokolego i spektakularny wjazd w las autem na koncie, to dalsze, a zdecydowanie nocne podróże wolę spędzać jako pasażer. Głos rozsądku co prawda sugerował pozostanie w domu i wyleczenie kataru, ale głos znajomego Groundhopper'a: "Debiut Nawałki w Poznaniu zobaczysz - co ci szkodzi?!" ostatecznie przechylił szalę na wyjazd. Właściwie to jedyne co mogło mnie jeszcze odwieść od tego pomysłu to negatywne rozpatrzenie wniosku akredytacyjnego, ale Lech Poznań nie trzyma w niepewności i info...